Wrodzony indywidualizm stał się dziś cechą, która mocno ciąży polskiemu rolnikowi. Da się to odczuć nawet, a może nawet przede wszystkich w branży, w której jesteśmy potęga – w sadownictwie. Trudna sytuacja geopolityczna, bezwzględne czynniki rynkowe, słaba ochrona prawna, rosnąca konkurencja, zmiany klimatyczne – w obliczu tych wszystkich wyzwań samotny plantator jest bezsilny. Budowanie sojuszy, zwieranie szeregów, przystępowanie do grup producenckich i wchodzenie dzięki nimi do światowego obiegu, to już nie tylko sposób na poprawę bytu sadownika. Dziś stało się to warunkiem przetrwania.
Kiedy 500 lat temu królowa Bona Sforza przywiozła z Włoch drzewa owocowe i założyła sady w okolicach Grójca, nie wiedziała, ze robi niedźwiedzia przysługę swoim rodakom wiele pokoleń później. Można zaryzykować twierdzenie, że właśnie tak zaczęły się tradycje sadownicze na naszych ziemiach, które dziś przybrały postać gospodarczej potęgi. Polska od lat utrzymuje się na pierwszym miejscu w Europie w produkcji jabłek, mocno wyprzedzając zajmujące drugie miejsce na kontynencie Włochy. Średni poziom naszej rocznej produkcji to ok. 3,5 - 4 mln ton. W 2017 roku było to 3,6 mln ton, w zeszłym roku, naznaczonym klęską urodzaju zebrano 5 mln ton, a tegoroczne prognozy GUS mówią o 3 mln. Sami sadownicy nieco tonują te oczekiwania i spodziewają się 2,7 mln ton. Rynek ten nie tylko podlega dużym wahaniom, ale właściwie pogrążony jest w permanentnym kryzysie. Tak jest przynajmniej od 2014 roku, kiedy wprowadzono rosyjskie embargo i z dnia na dzień zamknięto granicę dla 90 procent polskiej produkcji jabłek. Zeszłoroczna nadprodukcja, które mocno odbiła się na cenach owoców także była dla sadowników bardzo dotkliwa. Zorganizowany przez rząd skup interwencyjny skup, który objął tylko owoce w jakości przemysłowej, nie poprawił sytuacji. W tym roku sadownicy obawiają się, że niskie zbiory nawet przy wyższych cenach nie pozwolą na pokrycie kosztów produkcji.
Jak widać polska potęga sadownicza nie jest wypisana na skale. Mamy wielowiekowe tradycje, wiedzę, sady i ludzi, nasza infrastruktura w sadownictwie należą obecnie do najnowocześniejszych na świcie. Jabłka to największy produkt eksportowy polskiego rolnictwa. Jesteśmy drugim po Chinach producentem koncentratu jabłkowego na świecie. Ale to wszystko nie znaczy, że polski sadownik może spać spokojnie i nie bać się przyszłości.
Dość dobrze ujął to minister rolnictwa Krzysztof Ardanowski:
- Rolnicy są najsłabszym ogniwem w łańcuchu dostaw żywności na rynek. Niechętnie się organizują. Często oszukiwani, okradani – mówił podczas ogłaszania pakietu ustaw, które mają ucywilizować obrót płodami rolnymi, wprowadzić obowiązek zawierania z producentami umów kontraktacyjnych i zakazać obrotu poniżej ceny referencyjnej. Regulacja prawne mogą ukrócić patologie: skup owoców za bezcen, czy odwlekanie płatności za nie w nieskończoność, ale nie zapewnią producentom sukcesu. Ten mogą osiągnąć działając razem.
- We Włoszech stowarzyszenia [Mela] zrzesza ponad 80 procent produkcji jabłek, a u nas poziom organizacji rynku w działach ogrodnictwa nie przekracza 30 procent. Polski producent jabłek podchodzi do grup producenckich nieufnie, ale musi zrozumieć, że w jedności siła. Jeśli się skonsolidujemy, zyskujemy lepszą pozycję do negocjacji, możemy sprzedać więcej i na lepszych warunkach, możemy zdobywać nowe rynki – mówi Paulina Kopeć, sekretarz generalna Unii Owocowej stowarzyszenia zrzeszającego największych w Polse producentów i dystrybutorów owoców i warzyw, przede wszystkim jabłek z rejonu grójeckiego, czyli polskiego zagłębia.
Niemal w stu procentach zrzeszeni są także sadownicy we Francji, czy na innych rynkach unijnych. Tymczasem Polacy właśnie na indywidualizmie w dużej mierze budują swoją pozycję.
- W zestawieniu z sadownikami z Europy Polacy to prawdziwi hazardziści, chętnie działają niezależnie i stać ich na ponoszenie znacznie większego ryzyka. Środowisko sadowników jest rozdrobnione, nie działa na szczeblu krajowym. Każdy region: grójecki, sandomierski, czy małopolski ma swoją specyfikę. A co ciekawe jedni drugich uważają za konkurencję – mówił „Faktowi za miastem” dr hab. Piotr Nowak, socjolog wsi z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który realizował międzynarodowy projekt badający strategie rolnicze gospodarstw rolnych w 11 krajach.
Jednak globalne uwarunkowania rynkowe, zdaniem analityków gwałtownie zmieniają się na gorsze. Już wkrótce indywidualizm polskiego sadownika może uniemożliwić mu skuteczne funkcjonowanie na rynku.
- Mamy bardzo ciężkie czasy dla producentów. Globalny łańcuch dostaw jest dziś bardziej wrażliwy niż kiedykolwiek na uwarunkowania społeczne, polityczne, czy klimatyczne – mówi Paulina Kopeć.
Do najważniejszych czynników wpływających na rynek polskich owoców ze szczególnym uwzględnieniem jabłek Unia Owocowa zalicza:
- trwające rosyjskie embargo,
- rosnąca konkurencja ze strony krajów, które dotąd nie grały takiej roli na światowym rynku,
- spadek konsumpcji owoców i warzyw i konkurencja dla nich ze strony owoców egzotycznych,
- postępujące ocieplenie klimatu i nasilanie się gwałtownych zjawisk pogodowych,
- skomplikowane i nieprzewidywalne otocznie handlowe dla firm,
- rosnące wymagania konsumentów
- coraz większe koszty produkcji.
- Wielu indywidualnych sadowników ma do grup producenckich stosunek nieufny. Obawiają się, ze ktoś chce się wzbogacić ich kosztem. Ale zważywszy trudną sytuację jakiej wszyscy podlegamy, musimy w końcu zrozumieć, że poradzimy sobie tylko dzięki konsolidacji środowiska. To się w Polsce dzieje, ale ciągle jeszcze nie na taką skalę, aby zapewnić rozwój całej branży. To ostatni moment, żeby to zmienić – mówi Paulina Kopeć.
Niestety od kilku lat nie ma możliwości otrzymania dotacji unijnej dla grup producenckich. Od 2004 roku, także dzięki tym środkom infrastruktura polskich sadowników – system przechowywania, sortowania – przeszła prawdziwą metamorfozę i dziś należy do najnowocześniejszych na świecie.
- Dziś swoją infrastrukturę unowocześniają sadownicy na Ukrainie, w Mołdawii i w Serbii. To kraje, które bardzo silnie walczą o nowe rynki. Na międzynarodowej konferencji Prognosefruit w Belgii prezentowano program organizacji „Serbia does apple” i cała Europa była pod wrażeniem z jakim rozmachem rozwija się serbskie sadownictwo. Podobnie zaprezentowała się Ukraina. Aby utrzymać naszą pozycję przy takim naporze konkurencji powinniśmy mieć bardzo dobrą strategię rozwoju branży wybiegającą na długie lata w przyszłość – mówi Paulina Kopeć.
Polska cieszy się pozycją lidera w Europie, ale wiele państw sprzedaje swoje jabłka drożej. Wszystko przez strukturę naszej produkcji, w której ponad połowę stanowią jabłka tzw. przemysłowe, przeznaczone do produkcji koncentratu. U nas to ok. 60 procent produkcji, podczas gdy w innych krajach udział jabłek przemysłowych w produkcji nie przekracza 20-30 procent. To produkt, za który trudno wynegocjować dobrą cenę, bo tę dyktują przetwórcy (choć wymóg cen referencyjnych może nieco zmienić sytuację).
I producenci i organizacje mówią jednym głosem, że trzeba rozwijać w Polsce produkcję owoców deserowych. To produkt klasy premium, stawiający przed plantatorami więcej wymagań, ale można go sprzedać drożej, wejść na nowe rynki.
- Żeby produkować i eksportować owoce klasy premium potrzeba podmiotów, które będą pomagały w standaryzacji ich jakość, ujednoliceniu norm eksportowych i promowaniu ich sprzedaży na lukratywnych rynkach. W pojedynkę rolnik sobie z takim zadaniem nie poradzi, ale mogą mu to zapewnić prężnie działające grupy producenckie – mówi Paulina Kopeć. Unia Owocowa we współpracy z wieloma instytucjami (Komisją Europejską, PIORIN, KOWR, rządem) dba aby nasze owoce trafiały one na półki sklepowe w kraju w Europie i na całym świecie. W ostatnich latach udało się wejść na rynek egipski, do Chin, udało się także pozyskać Tajlandię. Bardzo intensywnie kampanie promocyjne prowadzone są w Zjednoczonych Emiratach Arabskich
- Chcielibyśmy, aby polscy producenci czerpali pełnymi garściami z tego, co udało nam się wywalczyć. Jeśli tego miejsca nie zajmiemy my, zrobią to inne kraje, które agresywnie rozwijają sadownictwo. Ale byłaby szkoda, bo to my mamy w tej branży wielowiekowe tradycje i to nasze jabłka mają największe walory – mówi Paulina Kopeć.
Polskie jabłko może na świecie konkurować nie tylko ceną, choć to niezwykle istotny czynnik. Z badań doktor Nowaka z UJ wynika, że Sadownicy z Belgii (skala produkcji 233 tys. ton rocznie) masowo wycofują się z produkcji jabłek, bo doszli do wniosku, że nie są w stanie dorównać polskim owocom ani ceną ani jakością. Na idealną równowagę smaków słodkiego i kwaskowego w naszych jabłkach wpływają unikalne warunki klimatyczne, glebowe a także wieloletnia specjalizacja w ich produkcji.
Wsparcie grup producenckich jest istotne w codziennej działalności sadownika - to upowszechnianie norm eksportowych i standardów jakości, zapewnienie dostępu do środków produkcji i nowoczesnego sprzętu, poprawa pozycji negocjacyjnej w sprzedaży i pomoc w wejściu na nowe rynki. Ale równie ważne jest budowanie długofalowej strategii i pomoc w takim profilowaniu produkcji, aby była ona zgodna z trendami i perspektywiczna. Szczególnym przejawem tego ostatniego była kampania informacyjna Unii Owocowej mówiącą o tym jaki wpływ na uprawę owoców będzie miało w najbliższych latach globalne ocieplenie, zawierające szereg sposobów realnego radzenia sobie z problemem (zwiększenie ilości substancji organicznych w glebie absorbującej wodę, ograniczenie emisji gazów cieplarnianych).
- Staramy się obserwować światowe trendy i wspólnie z doradcami wspierać rolników w codziennej pracy. I im też radzimy uważnie rozglądać się wokół siebie. Może nie od razu trzeba tworzyć nową grupę producencką, może lepiej dołączyć do tej, która działa gdzieś obok. Warto rozmawiać, budować relację, łączyć się, wchodzić w bardziej złożone struktury, skorzystać z mądrości innych. Dzięki temu branża – producenci, dystrybutorzy, eksporterzy będą mówić jednym głosem, co wszystkim nam wyjdzie na dobre – mówi sekretarz generalna Unii Owocowej.
źródło: Fakt tygodnik dla rolników za miastem
autor: Marta Mikiel