Rozmowa z Waldemarem Żółcikiem, prezesem zarządu Stowarzyszenia Unia Owocowa
Kiedy powstała Unia Owocowa i jakie są najważniejsze cele działalności stowarzyszenia?
- Unia Owocowa obchodzi w tym roku pięciolecie swojego istnienia. Przez ten czas udało się nam zintegrować firmy z branży największych eksporterów i dystrybutorów owoców i warzyw, aby przestali konkurować i wycinać się nawzajem, a zaczęli uzgadniać wspólne strategie i chronić rynek swoich odbiorców przed zewnętrzną konkurencja. Genezą powstania stowarzyszenia był pogłębiający się kryzys rosyjski i pomysły, aby każda z reprezentowanych przez nas firm poddała się certyfikacji. Jednym te usługę prywatni certyfikatorzy oferowali drożej, a innym taniej. Dlatego zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i kilka największych grup owocowych podjęło decyzje, że powinniśmy mówić jednym głosem i kontrolować to, co próbuje się nam sprzedawać. I od tego się zaczęło…
Pierwszym krokiem jak rozumiem było wyeliminowanie konkurencji polsko – polskiej i ustanowienie wspólnego losu w poszukiwaniu nowych rynków zbytu. A drugim krokiem podjęcie takich działań, aby pokazać, że polskie warzywa są najwyższej jakości i dlatego warto je kupować i spożywać?
- Dokładnie tak było. Wyznaczyliśmy sobie cele, że będziemy reprezentować naszą branże owocową na zewnątrz, starać się wpływać na decyzję polityków i informować ich o tym, co według praktyków sprzyja lub nie sprzyja podjęciu pewnych decyzji i jakie mogą być tego długofalowe konsekwencje dla branży owocowo – warzywnej w Polsce. No i co Pan powiedział – integracja branży.
Jakie zatem działania podjęliście na rynku polskim i rynkach zewnętrznych, aby wypromować polskie jabłka, warzywa i owoce?
- My uczestniczyliśmy i uczestniczymy w wielu programach edukacyjnych. Udało się nam pozyskać największy jak dotąd grant z Unii Europejskiej na promocje jabłek europejskich na rynkach Emiratów Arabskich i w Chinach. I to z dobrym skutkiem realizujemy dla naszej branży. Mieliśmy niedawno wizytę inspektorów fitosanitarnych i jakościowych z Chin, którzy prowadzą badania umożliwiające sprzedaż jabłek na tamtym rynku.
Rynek jabłek należy do najtrudniejszych, bo nie zależy tylko od pracy sadowników i dystrybutorów, ale przede wszystkim od pogody i koniunktury. Czy polityka prowadzona obecnie przez resort rolnictwa, jeśli chodzi o tę branżę, jest właściwa i jakie działania należałoby podjąć, aby otworzyć więcej rynków na polskie owoce i warzywa?
- Musimy tutaj oddzielić sadownictwo od przetwórstwa, ponieważ w tym momencie zupełnie inna polityka jest dla przetwórstwa a inna dla sadowników. Jeśli chodzi o polskie przetwórstwo to zupełnie go nie ma odkąd na naszym rynku pojawiły się duże zachodnie firmy, które dyktują polskim producentom warunki. Dlatego należy je jak najszybciej odbudować. Natomiast jeśli chodzi o strategie dla sadowników i podjęte decyzje to cieszę się , że rosyjskie embargo wybudziło wszystkie służby handlowe i ambasadorów , którzy zajęli się poszukiwaniem nowych rynków zbytu dla naszych owoców. Wcześniej nie było takiej strategii, ponieważ Rosja była największym odbiorcą polskich jabłek i nie trzeba było szukać nowych rynków ich dystrybucji. Wchodząc na inne kraje gdzie nas dotychczas jeszcze nie było musimy udowodnić, ze nasze jabłka są smaczne i bezpieczne dla zdrowia Dlatego my jako ,,Unia Owocowa’’ podjęliśmy decyzję o budowie laboratorium, bo chcieliśmy aby naszym atutem był fakt, że nasze jabłka są przebadane. Na inwestycje tę udało się nam pozyskać wsparcie z funduszy unijnych i dziś jesteśmy z niej dumni.
Czy uważa Pan, że zakładanie grup producenckich jest dobrym sposobem na pozyskanie środków z Unii Europejskiej, dzięki którym uda się miedzy innymi zbudować własne przetwórnie i tym samym skrócić znacznie drogę z sadu na stół konsumenta?
- Absolutnie tak, ponieważ grupy producenckie powinny mieć możliwość prowadzenia drobnego przetwórstwa. Powinny mieć prawo robienia chipsów, soków, marmolady bądź jakiegokolwiek dżemu w takiej skali, w jakiej uznają to za stosowne i konieczne. Grupy producenckie są ważne i duże zakłady przetwórcze się ich obawiają i czują się zagrożone, ponieważ już dziś spowodowały, że ceny za surowiec przetwórczy wzrosły, bo grupy potrafiły go przechować i sprzedać dalej niż do najbliższego punktu skupu, dalej niż tylko w Polsce.
Polskie owoce, choć są smaczne i zdrowe często dla producentów maja gorzki smak, bo, aby je sprzedać często trzeba pokonać długa drogę w poszukiwaniu nowych klientów.
- W zeszłym roku i we wcześniejszych latach wykonaliśmy gigantyczna pracę budując i penetrując nowe rynki zbytu. Było naprawdę ciężko, szczególnie, że urzędnicy kontrolujący nasze grupy nie umilali nam życia. Musimy walczyć z nieuczciwą konkurencją nie tylko na rynku wewnętrznym, ale również zewnętrznym. Proszę wierzyć, produkcja owoców i ich sprzedaż nie jest łatwą dziedziną. Ci, którzy myślą, że samo rośnie i samo się sprzedaje są w bardzo wielkim błędzie.
Jakie działania planujecie podjąć w najbliższym czasie, aby uśmiech nie schodził z tworzy waszych członków, a ich portfele pęczniały od gotówki?
- Teraz to naszym podstawowym celem jest przetrwanie tego trudnego czasu. Na uśmiech przyjdzie jeszcze czas. W tym momencie musimy mocno zaciskać pasa, żeby ochronić to, co mamy. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, ponieważ zeszły rok nas nie zabił, a jak mówią, co nas nie zabije to nas wzmocni. Dlatego ludzie, którzy podjęli ryzyko stworzenia grup producenckich od zera są na tyle silni psychicznie, że sobie poradzą to dalej ciągnąć i z tego, co widzę to tak jest.
W tym roku do tych wszystkich problemów związanych ze sprzedażą i poszukiwaniem nowych rynków zbytu doszedł jeszcze jeden – susza. Jakie prognozuje Pan zbiory?
- Był to ekstremalnie ciepły rok. Z tego, co widzę w nawadnianych sadach tego problemu nie będzie. Natomiast trochę mniej będzie owoców i będą gorszej jakości w sadach niepodlewanych. Te jabłka przeznaczone zostaną od razu do przetwórstwa. Mam nadzieje, że jabłka dobrej jakości, które trafia do chłodni (na pewno będzie ich mniej niż w zeszłym roku) uda się dobrze sprzedać. To czy ten rok będzie udany dla sadowników zależy od tego czy jabłko będzie łatwo sprzedane. Mamy wysoki w tym momencie próg ceny w porównaniu do zeszłego roku i wiadomo, ze w tej cenie klient ma już wybór w wielu krajach, jeśli chodzi o jabłka. A wszystko wskazuje, że te ceny mogą jeszcze wzrosnąć i tu rynkowo pozycjonujemy się dobrze.
Polskie owoce wyróżniają się tym, że oprócz wysokiej jakości są one najczęściej produkowane, w miarę oczywiście możliwości, metodami ekologicznymi i lepiej smakują i są zdrowsze od tych wyprodukowanych w Holandii czy Niemczech.
- Absolutnie tak. Uważam, że nasze sadownictwo ma te przewagę, że jest mniej schemizowane. My używamy znacznie mniej środków chemicznych niż nasi koledzy po fachu z innych krajów europejskich. Wiem, co mówię, bo miałem możliwość, jako student odbywać praktyki w Holandii.
Jakie są Pana priorytety jako prezesa Unii Owocowej i co chciałby Pan w tej kadencji zrobić?
- Jestem jednym z założycieli Unii Owocowej. Nasz priorytet się nie zmienił od początku istnienia stowarzyszenia chcemy integrować branżę owocowo – warzywną i sprzedawać polskie jabłka jak i inne owoce i warzywa na całym świecie. Podwyższać standardy, dopracowywać razem z urzędnikami wszystkie dokumenty, aby polskiej jabłko było łatwo eksportowane. Chcemy nasze jabłka bezpiecznie sprzedawać.
Jak zatem powinna być postrzegana na całym świecie – marka, jaką są polskie jabłka?
- Polskie jabłko – zdrowsze i smaczniejsze niż inne.