Rolnicy do połowy czerwca zawarli z zakładami ubezpieczeniowymi 103,5 tys. umów ubezpieczenia upraw, czyli o 13 tys. więcej niż w pierwszej połowie 2016 r. - poinformowała we wtorek dyrektor departamentu finansów resortu rolnictwa Aleksandra Szelągowska.
Na wtorkowej senackiej komisji rolnictwa resort rolnictwa przedstawił informację nt. ubezpieczeń rolnych oraz szacunków dotyczących strat w rolnictwie w wyniku wiosennych przymrozków.
Według dyrektor, wzrost liczby ubezpieczeń to "wymierny efekt zwiększania dotacji do ubezpieczeń rolnych oraz wymierny efekt świadomości rolników, że należy ubezpieczać uprawy rolne". Poinformowała, że w sumie w tym roku rolnicy ubezpieczyli ok. 1,7 mln hektarów z 14 mln ha, które są do ubezpieczenia.
Szelągowska przypomniała, że w grudniu ub.r. minister rolnictwa zwarł umowy na cały 2017 r. z pięcioma zakładami ubezpieczonymi, tj. ze wszystkimi, które wyraziły chęć sprzedaży polis rolnikom - PZU, Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych "TUW", Concordia Polska Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych, Pocztowe Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych oraz InterRisk Towarzystwo Ubezpieczeń SA.
Zgodnie z unijnymi przepisami, rolnik otrzymujący dopłaty bezpośrednie musi ubezpieczyć połowę swoich upraw od co najmniej jednego ryzyka. Za brak takiego ubezpieczenia grożą kary, które w praktyce nie są jednak egzekwowane.
Wiceprezes Polskiej Izby Ubezpieczeń (PIU) Andrzej Maciążek uważa, że nie ma dobrych rozwiązań dotyczących ubezpieczeń rolnych i problem ten występuje we wszystkich krajach Europy. Podczas posiedzenia komisji mówił, że skala ryzyka związana z wystąpieniem klęsk pogodowych jest trudna do przewidzenia i firmy ubezpieczeniowe często ponoszą straty na ubezpieczeniach rolnych. Dodał, że normalne ryzyko ubezpieczeniowe może przekształcić się w klęskę żywiołową - np. dotyczy to wiosennych przymrozków czy suszy.
Problemem dla firm ubezpieczeniowych jest też niemożność tworzenia rezerwy na wypadek ponownego wystąpienie klęski. "Obecnie przepisy europejskie nie przewidują tworzenia takich rezerw na ryzyka rolne. Oznacza to, że w skali jednego roku składki i odszkodowania muszą się zbilansować. Jeżeli będzie strata, to zakłady ubezpieczeniowe z własnych środków muszą dopłacić" - tłumaczył Maciążek.
"Mam świadomość, że składka dla rolnika musi być w takiej wysokości, by on ją mógł zbilansować w ramach opłacalności produkcji rolnej, stad we wszystkich rozwiązaniach europejskich wszędzie jest interwencja państwa" - powiedział wiceprezes PIU. Ocenił, że problem leży nie tylko w samej składce, ale także w takich ryzykach, jak susza czy skutki przezimowania, gdy odszkodowania z tego tytułu wielokrotnie przewyższają składkę i samo dofinansowanie do składki nie wystarczy.
Według Maciążka, jedną z możliwości, by ubezpieczenia rolne były tańsze, jest odpowiedni dobór odmian roślin. Wcześniejsze odmiany czy też te, które wysoko plonują są bardziej wrażliwe na warunki atmosferyczne - zaznaczył.
Zapewnił, że firmy ubezpieczeniowe i resort rolnictwa analizują ten problem i szukają najlepszych rozwiązań dla obu stron.
Wiceminister rolnictwa Zbigniew Babalski zwrócił uwagę, że do 2015 r. środki budżetowe na dopłaty do ubezpieczeń rolnych nie były wykorzystywane. W 2016 r. po raz pierwszy trzeba było dołożyć ponad 200 mln zł - zaznaczył.
W tym roku w budżecie zapisano na ten cel ok. 900 mln zł.
źródło:pap.pl