Ciężko w tym momencie prognozować perspektywy sprzedaży jabłek. Zobaczymy co będzie. Póki co eksport – choć w niewielkich ilościach – jest wysyłany. Nie jest dobrze, jednak widać światełko w tunelu świadczące o tym, że ktoś chce od nas kupować jabłka – stwierdza Waldemar Żółcik, prezes Stowarzyszenia Polskich Dystrybutorów Owoców i Warzyw Unia Owocowa.
Tegoroczny handel zdominowany jest przez wysoką podaż. – Zostaliśmy sprowadzeni do tak niskich cen, że może właśnie ten czynnik zdziała cuda. Nie chcę być złym prognostykiem, jednak ten rok może być kolejnym bardzo ciężkim dla sadowników. Na pewno nie będzie to rok rekordowych dochodów. Obawiam się, że nie będzie to nawet rok względnie dobrych dochódów. Sadownicy będą chcieli po prostu przetrwać – dodaje.
- Jeszcze trzy lata temu myślałem, że nasze polskie sadownictwo będzie perełką wśród europejskiego rolnictwa. Okazuje się jednak, że cała masa negatywnych czynników zwyczajnie nas złamała – komentuje prezes Unii Owocowej.
Czy należy ograniczyć produkcję jabłek? – Dużo większym problemem niż nadprodukcja jest brak ciągłości dostaw. W zeszłym roku brakowało jabłek na jesieni, natomiast wiosną było ich za dużo. Nie wykorzystujemy tego co mamy, spekulujemy, podejmujemy nieprzemyślane decyzje. W ciągu trzech miesięcy mieliśmy kumulację ilości jabłek, zaś przez sześć ich brakowało. Można było je sprzedać, być może taniej, natomiast nie w tej cenie, którą sadownicy otrzymali wysypując jabłka na przemysł. Czy jest to nadprodukcja? Według mnie nie – mówi.
- Przyszłość polskiego sadownictwa jednak widzę wciąż różowo, tylko trzeba będzie mocno na to pracować. Uważam, że jeszcze mamy ogromny kapitał w produkcji, przechowywaniu i sortowaniu. Mamy młode, entuzjastyczne grono sadowników, które chce się uczyć i rozwijać – podsumował Waldemar Żółcik.
Źródło: www.sadyogrody.pl